Wojtek Kułaga: Stworzyłeś religijną muzykę dla agnostyków i ateistów… Brzmi dość nietypowo.
Milito: To nie było nic wykoncypowanego. Moja ukochana poetka Marina Cwietajewa napisała kiedyś, że dzieło tak naprawdę można „zamyśleć wstecz”, przejść z otwartymi oczami drogę, którą się przebyło na oślep.
Ty „zamyślasz wstecz” muzykę religijną?
W moim wypadku tak było. Płyta, „Gwiazda rubieży” jest tak zrośnięta z moim ówczesnym życiem, że rosła wraz z nim jak liście na drzewie. I samo określenie, dość zresztą żartobliwe, „muzyka dla agnostyków i ateistów”, przyszło dopiero po czasie, mimo, że byłem świadomy tego, co robię. Myślę teraz, że tak jak Vulnicura Björk była lekiem na złamane serce, tak i moja Gwiazda rubieży miała być odtrutką na utratę wiary w takiego Boga, jakim promuje się go wszem wobec w Polsce. To rozczarowanie wybiło mi wtedy zęby, kosztowało lata stanów depresyjnych i czarnych myśli.