Zawsze miałam bujną wyobraźnię. Przyczynili się do tego zresztą moi rodzice, którzy odkąd pamiętam czytali mi bajki na dobranoc. Pójście spać bez wysłuchania historii o kucykach lub księżniczce i smoku? Powodzenia w zaśnięciu. Mimo miłości do słuchania opowieści, sama nie miałam zamiaru zacząć ich czytać. To było chyba w siódmej albo ósmej klasie, kiedy moje podejście do tego się zmieniło. Tak, leniwe ze mnie dziecko było… Ale na swoją obronę mam to, że nadrabiałam stracone lata na lekcjach z nosem w telefonie. To właśnie na wattpadzie trafiłam na książkę Anny Langner, znanej pod pseudonimem vanillafighter, która bardziej pogłębiła moje uczucie do czytania. Dzięki niej zaczęłam pisać. Nie wiem, czy kiedykolwiek mogłabym się jej jakoś odwdzięczyć, ponieważ to właśnie książki są zdolne do kształtowania nas jako ludzi. Gdyby nie ona i jej powieści, kto wie, gdzie teraz bym była…

Dzięki chęci posiadania oceny bardzo dobrej z zachowania trafiłam na wykłady z dziennikarstwa w mojej szkole, które otworzyły mi drogę do przeprowadzenia wywiadu z Anną Langner. Stresowałam się bardzo, nie sądziłam nawet, że mi odpisze. Byłam pewna, że moja wiadomość z prośbą o kontakt zniknie gdzieś w chmarze powiadomień od jej fanów. Ku mojemu zaskoczeniu… Po paru minutach mi odpisała. Jedna z najbardziej stresujących chwil zmieniła się w najszczęśliwszą. Zaczęłam więc wywiad…

***

Pisanie na początku to było tylko hobby?

Pisanie było moim hobby oraz czymś, co pozwala mi odreagować trudną codzienność, pewnego rodzaju ucieczką w lepszy świat. Nie planowałam wydawać swoich tekstówi wysłałam je do wydawnictwa spontanicznie, z myślą: Ciekawe, czy w ogóle ktoś to przeczyta.

A nick na whattpadzieVanillafighter…

Nie stoi za tym żadna historia. Ten nick przyszedł mi do głowy spontanicznie.

Szczególnie ciekawa jest kwestia postaci ze “Zniszcz mnie” i “Rider”… Są to jedne z najciekawszych i najzabawniejszych, z jakimi się do tej pory spotkałam…

Tworząc postać, nie inspiruję się świadomie czymkolwiek. Chodzi mi o to, że kreując postać Ridera, Amy czy Barry’ego nie miałam w głowie jakiegoś pierwowzoru, aktora, piosenkarki, osoby publicznej. Zazwyczaj najpierw jest pomysł na historię, a postacie powstają później, nie są inspirowane nikim konkretnym, chociaż z pewnością nieświadomie przemycam do nich cechy osób, które znam.

Z której książki jest Pani najbardziej dumna?

Ciężko wybrać książkę, z której jestem najbardziej dumna, ale mogę wskazać książkę, która jest moją ulubioną – to „Two Dirty Souls”, czyli książka, która będzie miała premierę w marcu.

Kiedy usiadłam do poprawek wydawniczych tego tekstu po dwóch latach od jego napisania, nie miałam ochoty niczego zmieniać czy poprawiać. A zazwyczaj w przypadku starych tekstów wygląda to u mnie tak, że po czasie nie jestem z nich zadowolona i najchętniej napisałabym je zupełnie inaczej. Z „Two Dirty Souls” tak nie miałam. Ta książka moim zdaniem jest po prostu dobra.

A jaka sprawiła Pani największą trudność?

Żadna z napisanych przeze mnie książek nie sprawiła mi trudności. Kiedy mam pomysł na historię, to ją piszę, płynę przez nią, mam ochotę przestać zajmować się życiem, codziennością i skupić tylko na tworzeniu. Gdyby pisanie jakiejś historii sprawiało mi trudność, to oznaczałoby, że coś jest nie tak, że nie czuję „tego czegoś ”, że może nie powinnam jej spisywać. Myślę, że to też kwestia tego, że moje książki są lekkie. Na pewno trudność sprawiłoby mi pisanie na ciężkie tematy typu depresja, strata dziecka, alkoholizm. Z jednej strony autor chce oddać emocje bohatera borykającego się z tego typu problemami a jednocześnie musi być bardzo ostrożny, by nie wyszło zbyt melodramatycznie lub przeciwnie – by tego tematu nie spłycić, nie strywializować.

Jak zaczęła się przygoda z pisaniem?

Lubiłam pisać odkąd pamiętam i zawsze przychodziło mi to z łatwością. Kiedy jako dziecko myślałam o tym, kim chciałabym być w przyszłości, przychodziła mi do głowy praca dziennikarki, ale raczej praca ze słowem pisanym niż bieganie z mikrofonem po ulicach. Nigdy jednak nie marzyłam o tym, by pisać książki, to marzenie wydawało mi się zbyt nierealne. Dlatego tym bardziej cieszę się, że mogę to robić. Myślę, że to ogromne szczęście móc zajmować się na co dzień czymś, co jest jednocześnie twoją pasją.

Zgadzam się z Panią, robienie tego, co się kocha jest znacznie przyjemniejsze… Czy ma Pani może jakąś rutynę pisarską?

W moim życiu ciężko o jakąkolwiek rutynę. Nawet teraz, kiedy odpowiadam na te pytania, muszę przerywać i zająć się dziećmi 😉

Natomiast jeśli mam już chwilę dla siebie, to lubię pisać przy zapalonej świecy zapachowej, najlepiej w ciszy. Wyjątek robię dla dźwięku burzy i deszczu, który czasami puszczam w tle, bo „robi” odpowiedni klimat do pracy twórczej.

Odpowiednie otoczenie i tworzenie jest znacznie łatwiejsze… A ma Pani może jakiś swój pisarski autorytet?

Nie mam pisarskiego autorytetu. Jestem bardzo autonomiczna jako osoba, nigdy nie lubiłam się na kimś wzorować, jako nastolatka nie miałam swoich idoli. Natomiast bardzo cenię autorów, którzy ciężko pracują i nie są „pisarskimi celebrytami”. Zgadzam się ze stwierdzeniem, że sukces lubi ciszę. Cenię autorów, którzy są konsekwentni w tym, co robią, nie piszą czegoś, tylko dlatego, że dany temat jest na topie i takich, którzy nie chwalą się przesadnie każdym swoim sukcesem, po prostu robią swoje.

Jest też jedna autorka, która bardzo wpasowuje się w mój czytelniczy gust i ma świetny warsztat pisarki. To L. J. Shen. Jej książki biorę w ciemno.

Słyszałam o niej, chyba nawet jedną lub dwie książki jej autorstwa czytałam. Skoro już rozmawiamy o autorach, to jakiego typu książki lubi Pani najbardziej?

Na studiach zaczytywałam się w książkach Żulczyka i Stasiuka. Miłość do tych autorów trwa do dziś, choć nie ukrywam, że chętniej sięgam po lżejsze książki. Przed debiutem czytałam głównie romanse i erotyki, natomiast teraz chętniej wybieram książki dotyczące rozwoju osobistego i reportaże, szczególnie te dotyczące lat mojego dzieciństwa (lata 90.). Fascynuje mnie także epoka PRLu w wymiarze społeczno-kulturowym, więc chętnie sięgam po książki poruszające tą tematykę. To chyba taka nostalgia za tym, co minione ☺

Czy ma Pani może teksty, których nigdy nie upubliczniła?

Jeśli chodzi o teksty zakończone, to nie mam takich. Mam za to kilka rozpoczętych tekstów, które chciałabym wydać, ale nie mam czasu ich skończyć. Nie spisuje ich jednak na straty. Wierzę, że przyjdzie na nie odpowiedni moment.

Będę więc wiernie na nie czekać. Na koniec naszej rozmowy… Co poradziłaby Pani osobom, które zaczynają swoją przygodę z pisaniem?

Żeby się nie poddawały. Z pisaniem jest jak z ćwiczeniami na siłowni. Na początku wykonujesz ćwiczenia źle i powoli, często inni cię za to krytykują. Jeśli cię to złamie i przestaniesz ćwiczyć, zawsze będziesz początkujący i nigdy nie osiągniesz tego, czego chcesz. Jeśli jednak się nie poddasz i będziesz regularnie ćwiczyć, z czasem będziesz wykonywał ćwiczenia szybko i poprawnie a ludzie, którzy cię krytykowali, zaczną cię chwalić.

Tak samo jest z pisaniem. Można mieć talent, łatwość w budowaniu fabuły i tworzeniu dialogów, ale bardzo wiele można wypracować systematyczną pracą. Tylko regularne pisanie, pozwala autorowi rozwijać swój warsztat pisarski.

I druga sprawa: Polecam dużo czytać. Czytanie wzbogaca słownictwo, poszerza horyzonty, jakkolwiek banalnie to brzmi. Człowiek, który dużo czyta, z łatwością tworzy naturalnie brzmiące dialogi, intuicyjnie wyczuwa, co brzmi dobrze w tekście, który tworzy. Jeśli ktoś nie czyta książek, to moim zdaniem nie powinien nawet zabierać się za pisanie.

JULIA WICHEREK

Uczennica XV LO im. Marii Skłodowskiej-Curie w Krakowie – maj 2022